czwartek, 10 lutego 2011

393 C


Wycisnął mnie jak cytrynę. Nie toksynę zbędną, a euforię, emocję, energię ze środka. Życiową, a nie z owsianki. Nalał do szklanki i się skrzywił. Wypił litr dopalaczy, sączył czystą żywą endorfinę, złotą kofeinę wprost z mego serca. Morderca.

Kwaśne, więc się skrzywił. Drwił, gdy mówiłam, że brak mi słońca. Do końca w cieniu trzymał uczucia, chronił od zepsucia. Grał uczuciami. Pianista – egoista. Teraz żałuje, energię cukruje usilnie. Pije mnie bez lodu, bez miodu. Na zimno i bez emocji. Pije przez słomkę i czeka aż wsiąknę, uleczę, zniweczę wrzątek jego niepokojów.

Najzdrowsze jest to, co pod skórką. Każdą komórką już wiem, przez skórę czuję, co się szykuje. Cicho w duszy knuję. Odbudowuję żółte złoto, nie złość. Sobie, nie tobie. Przecież mówiłam, że nie dojrzeję bez ciepła. Ślepłam coraz bardziej, bo miłość oślepia. Dziś zaszczepiam się na nieciepło, niemiłość, niestałość. Na zdrowie.


foto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz