piątek, 28 stycznia 2011

7461 C


Absolut pode mną, lgną fale, wodne wandale. A ja na materacu dmuchanym odganiam bałwany.
Czuję się wspaniale, niedbale odgarniam włosy, kłosy rosy ześlizgują się i kapią. Jestem bezludną wyspą, króluję na wysokości fal, dominuję.
Mogę cię utopić albo wyłowić. Zwieść na manowce, zaskoczyć lodowcem tak, by prochowce twych żagli poczuły, że los nagli. W tym momencie, na palców pstryknięcie rozsunę chmury, byś bez cenzury mógł strzepać okruchy gwiazd z granatowego obrusu nieba.
Chodzę po wodzie, przy dobrej pogodzie obserwuję łodzie i gram nimi w statki. Herbatki sobie robię ze słonej wody. Odpoczywam, doszywam kolejne puzzle dni, zbieram muszle i szum w nieziemskiej jakości mnie otacza. Słońce się stacza pijane, zgrzane zanurza się w morzu.
Podziwiam to niedbale, w upale zachwytu, nadaktywność apetytu na życie pielęgnuję. Dekoruję je kolejną wisienką. Płynę miękko.

Wolność słony ma zapach. Otrzeźwia wiatrem, cudów teatrem.
Gram w diagramy i statki. Łączę gwiazdy, pieprzyki na twojej skórze, odkrywam kolejne prawdy na twojej mapie skarbów.


taken from

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz